środa, 17 października 2012

Dalej na północ

W życiu każdych wakacji przychodzi taki moment, kiedy trzeba opuścić miejsce gdzie zdecydowaliśmy się „zmarnować” kawałek swojego życia eksplorując i przy okazji ładując akumulatory. Zazwyczaj wiąże się to ze smutnym (chociaż nie zawsze) powrotem do domu.

Marzenie Norwega - helikopter zaparkowany na podjeździe
Nie miało to miejsca przypadku gdy opuszczaliśmy okolice Lysefjord, jako że wakacje ciągle trwały, niemniej pojawił się cien smutku i zwątpienia, czy aby nie kończy się najlepsza ich cześć, bo miejscówka była nadzwyczaj urocza. Nasza wędrówka jednak toczyła się dalej, ciągle w kierunku północny. Tym razem punktem docelowym było Stalheim w regionie Hordaland, kilka kilometrów od Hardangerfjord.
Można się tam dostać zaledwie na dwa sposoby: trasą numer 13 lub E39. Po internecie krążą plotki, że ta druga jest bardziej malownicza, jednak my wybraliśmy opcję pierwszą ze względu na krótszy dystans i mniej przepraw promowych.

Czerwcowy śnieg
Nie poczuliśmy się jednak zawiedzeni. Podróż wzdłuż „Trzynastki” była szokująco różnorodna i malownicza ale i... przerażająca. Generalnie im dalej na północ, tym bardziej robiło się malowniczo. Podróżując przez Rogaland możemy napawać się urokiem monumentalnych skalistych klifów, oraz ogromnych jezior, wzdłuż których zazwyczaj prowadziła droga. Wjeżdżając do Hordaland, jesteśmy witani przez ośnieżone szczyty i niezliczoną ilość niezwykle malowniczych wodospadów. Najbardziej urokliwą częścią tej krainy są okolice miasta Odda. W pobliżu wodospadu Låtefossen prawdopodobnie tylko najbardziej nieczuli na piękno natury nie zdecydują się na zatrzymanie samochodu, choćby na chwilę. Docierając do Stalheim krajobraz robi się mniej surowy i bardziej zielony, a czasami wręcz idylliczny. Z tego co zauważyłem w tamtych okolicach bardzo popularne jest kajakarstwo, nic dziwnego, gdyż rwących potoków tam nie brakuje.




Odda

Låtefossen

Losowo wybrany wodospad



Czekając na prom z Brimness do Buravik

Tvindefossen w okolicach Voss


Trasa na północ from wrozjazdach.blogspot.com on Vimeo.
Po takich wrażeniach zastanawiam się jak wyglądałaby alternatywna trasa, opisywana jako bardziej malownicza. Zobaczymy przy następnej okazji...
---

niedziela, 7 października 2012

Sokkanuten – klejnot fiordów dla wtajemniczonych



Najprzyjemniejszą częścią podróżowania na własną rękę jest odnajdywanie nieuczęszczanych szlaków, które oferują tyle samo, a może nawet więcej, wrażeń co sztandarowe atrakcje turystyczne. Taki właśnie klejnot znajdował się na końcu łagodnej ścieżki, wijącej się leniwie ponad maleńką osadą turystyczną, Levik. Zwyczajnie zapowiadający się spacer poobiedni już po kilkuset metrach zamieniał się magicznie w ucztę dla oczu przy akompaniamencie okrzyków zachwytu.  



Pierwszy po wyjściu ponad linię drzew ukazał się we wspaniałej perspektywie most, spinający klamrą dwa brzegi przecięte, jak wiele innych, mackami Lysefjord.



 
















Szczyt Sokkanuten pojawił się zadziwiająco szybko, zanim jeszcze pierwszy ból w łydkach miał szansę odmierzyć przebyty dystans. Oczom ukazał się widok, dla którego warto było przebyć każdy kilometr podróży do Norwegii. 

















Całkowity brak innych wycieczkowiczów potęgował uczucie pierszeństwa w odkrywaniu tego, czego inni jeszcze nie widzieli oraz zapewniał niezakłócony niczym kontakt z naturą. 






Szlak prowadził dalej w stronę doliny skąpanej już w wieczornym słońcu i tonącej w muzyce ptaków. Brzmi to zbyt romantycznie? A jednak to prawda.



































Epikurejski nastój towarzyszył nam na każdym kroku i chcieliśmy aby czas się zatrzymał. Ostatecznie warto było odłożyć na chwilę przewodnik i zdać się na atrakcje lokalne. 





Sokkanuten, Norwegia 360 from wrozjazdach.blogspot.com on Vimeo.

sobota, 6 października 2012

Dzień na Skalnej Półce

Nareszcie doczekaliśmy się pierwszego pogodnego dnia w Kraju Wikingów. Pierwotny plan wycieczki zakładał, że w takim wypadku udajemy się zobaczyć na własne oczy główną atrakcję regionu, mierzący 605 metrów wysokości klif górujący nad Lysefjorden zwany przez lokalnych  Hyvlatonnå, aczkolwiek bardziej znany jako Preikestolen.

Niezbędne informacje na początek wędrówki
Dojazd do parkingu u podnóża klifu nie stanowił żadnego problemu. Wszystko jest doskonale oznaczone i opisane, szokująca była jednak jego cena (100 NOK!). Po wyjściu z początkowego szoku, przyszedł czas na rozpoczęcie naszej wspinaczki mającej trwać około dwóch godzin w jedną stronę. Na szlaku można było odrobinę  wczuć się w rolę kozicy górskiej, skacząc po zwaliskach kamieni. Całe szczęście tego dnia deszcz nie zaszczycił swoją obecnością, bo wtedy pokonanie trasy byłaby prawdziwym wyzwaniem.




Szlak godny kozicy górskiej


Jak można się było spodziewać, w miarę postępowania wspinaczki, podejście robi się coraz łagodniejsze, co jest bardzo pomocne, bo co chwila jest się zaskakiwanym  kolejnymi oszałamiającymi widokami. Co tu dużo pisać, wystarczy spojrzeć:

Jeziorko Tjødnane

Preikestolen z profilu...
...i z góry
Po dotarciu do celu i szybkiej przekąsce "al-fresco" w tej unikalnej scenerii udaliśmy się w drogę powrotną...
Czas wracać :-(